Dzisiejszy post nie będzie dotyczył bezpośrednio kwestii prawnych, ale sytuacji, która spotkała nas podczas głosowania. Sytuacji, która prawdopodobnie nie jest odosobnionym przypadkiem i pokazuje, wbrew wcześniejszemu przekonaniu, że dopisanie się do spisu wyborców nie jest takie oczywiste, jak mogłoby się wydawać i co najważniejsze może prowadzić do niedopuszczalnych sytuacji podczas wyborów.
Zacznijmy jednak od początku. Razem z mężem w tegorocznych wyborach parlamentarnych dopisaliśmy się za pośrednictwem ePUAP do spisu wyborców okręgu według aktualnego miejsca zamieszkania, podczas gdy nasze właściwe okręgi wyborcze ze względu na miejsce zameldowania znajdują się w innych gminach. Kilka dni po złożeniu wniosku dostaliśmy potwierdzenie SMS o dopisaniu nas do spisu wyborców w Warszawie. Szybko, sprawnie i bez wychodzenia z domu, jak dla nas bomba, gdyż otwiera to drzwi do zrealizowania naszego prawa wyborczego niezależnie od miejsca, w którym będziemy przebywać aktualnie w dniu wyborów. Przy opcji dopisania się do spisu wyborców nie musimy jechać do miejsca zameldowania, niekiedy oddalonego o ponad 150 km lub więcej od naszego miejsca zamieszkania czy rezygnować z naszych planów wyjazdowych do innego miasta. Wydawałoby się, że nie można mieć żadnego, ale. Jednak rzeczywistość okazała się trochę inna.
Dzisiaj udaliśmy się do obwodowej komisji wyborczej i oddaliśmy nasze głosy. Następnie pojechaliśmy w odwiedziny do teściów, których mąż zawiózł do ich, a zarazem i jego właściwej komisji wyborczej, z których list według naszemu przekonaniu powinien zostać wykreślony, skoro zadeklarował się, że będzie głosował w innej gminie. Na miejscu jednak spotkała go niespodzianka. Okazało się bowiem, że mąż znajduje się na liście i może po raz drugi zagłosować. Oczywiście na inną listę, ale jest to bez znaczenia, bowiem zgodnie z art. 3 ustawy z dnia 5 stycznia 2001 roku Kodeks wyborczy w tych samych wyborach głosować można tylko jeden raz. Nie dwa, nie trzy, ale jeden. W teorii proste, prawda? W praktyce jednak, jak widać na opisanym przykładzie zorganizowanie wyborów tak, by zasada ta była przestrzegana nie jest już tak proste i oczywiste. Po przeprowadzeniu małego dochodzenia wyszło, że nie jest to odosobniony przypadek. Z informacji otrzymanej od przewodniczącego komisji, w której z listy mąż powinien zostać wykreślony takie przypadki czasem się zdarzają. Czyli dopisując się do spisu wyborców w innej gminie, po oddaniu głosu, mogę wsiąść w samochód i pojechać do komisji, właściwej ze względu na miejsce zameldowania i jeszcze raz zagłosować. I nikt najprawdopodobniej się nie zorientuje.
Niestety ja nie miałam możliwości pojechania do miejsca swojego zameldowania i sprawdzenia czy również tam widnieję na liście wyborców. Niemniej wydaje się, że ta luka w systemie – brak automatycznego wykreślenia ze spisu osób uprawnionych do głosowaniu w przypadku dopisania się do spisu wyborców w innej gminie może dać pole do nadużyć i nieprawidłowości, co w mojej ocenie jest niedopuszczalne.
Co więcej kwestia ta była poruszana przez Sąd Najwyższy na skutek protestu przeciwko wyborom do Parlamentu Europejskiego. Sąd Najwyższy stanął wówczas na stanowisku, że samo umieszczenie wyborcy w więcej niż jednym spisie stanowi co prawda naruszenie art. 26 § 2 Kodeksu wyborczego, zgodnie z którym wyborca może być wpisany tylko do jednego spisu wyborców. Przepis ten nie dotyczy jednak głosowania, ani tym bardziej ustalenia wyników głosowania czy wyników wyborów, lecz odnosi się do czynności podejmowanej jeszcze przed wyborami, a więc jego ewentualne naruszenie nie może stanowić przedmiotu protestu wyborczego (por. postanowienie Sądu Najwyższego z dnia 13 czerwca 2019 roku, sygn.. akt I NSW 18/19). Dlatego też liczę, że do następnych wyborów dopisanie się do spisu wyborców będzie wiązało się z automatycznym wykreśleniem nas ze spisu, właściwego ze względu na miejsce naszego zameldowania czy stałego zamieszkiwania. Niniejszy zaś wpis traktuję, jako apel do podjęcia działań, by uniknąć w przyszłości takich lub innych nieprawidłowości.